Praktycznie dobiegła już do końca przebudowa wrocławskiego toru. Pozostały już formalności, trwa odbiór techniczny. - Potrwa on dwa tygodnie, do 13 kwietnia - wyjaśnia Ryszard Moździoch, kierownik działu inwestycji i remontów w Młodzieżowym Centrum Sportu, zarządzającym obiektem.

Tor jest szeroki, ma krótsze proste i wyprofilowane łuki. A każdy inny, choć oba wyostrzone w szczycie, co powinno zapewnić nieco zabawy. Kibicom, bo zawodnikom głównie problemów.

- Starałem się wzorować na torze w duńskim Holsted. Pierwszy łuk jest nieco łatwiejszy. Tak powinno być, bo przecież po starcie bywa groźnie i sporo się dzieje - wyjaśniał trener Marek Cieślak, który robił za organ doradczy przy projektowaniu. - Rozwiązań w walce trochę powinno teraz być - dodawał, a twarz sama mu się uśmiechała.

Nam też się ten tor podoba. Warczeć zacznie jednak dopiero po świętach, bo w parku maszyn i na pasie bezpieczeństwa wciąż będą trwały roboty. Mankamenty? Podniesienie toru sprawiło, że kolejne dolne rzędy zostaną praktycznie wyłączone z użytku. Nic z nich nie będzie widać, chyba że z pomocą peryskopu. Najniższe ławki znajdują się grubo poniżej poziomu toru.

Do czego zmierzamy? Do tego, że jak najszybciej należy się wziąć za kolejny etap prac - renowację i podniesienie archaicznych trybun, które - miast rosnąć w górę - wycofują się. Poza tym korona wygląda tak, jakby miała za chwilę runąć.

Ten etap rozpocznie się jednak dopiero po Euro. Pytanie tylko - w okolicach 2013 czy może bardziej 2030 roku?