To nie był polski wieczór podczas sobotniego Grand Prix Wielkiej Brytanii w Cardiff. Żaden z Biało-czerwonych nie zdołał awansować do półfinałów. Co gorsza dotychczasowy lider klasyfikacji, Tomasz Gollob spadł na drugie miejsce i traci do prowadzącego Grega Hancocka dwanaście punktów.

PRZEGLĄD SPORTOWY: Miał pan rację przekonując nas kilka dni temu, że Cardiff jest miejscem przeklętym.
TOMASZ GOLLOB: Powiedziałem tak, bo przed rokiem w półfinale zdefektował mi motocykl i uciekła wielka szansa na finał. Generalnie Cardiff nie jest takie złe. Tyle, że znowu mi tu nie wyszło.

PS: Co się stało?
- Pogubiłem się z regulacją. Każda kolejna zmiana była nie taka, jak powinna. W zasadzie to tylko pierwszy i może jeszcze ostatni bieg mogę uznać za udane. Cała reszta to był jeden wielki problem. Do pełni szczęścia zabrakło punktu. Mogłem go zdobyć, ale w piątej serii mój motocykl z okrążenia na okrążenie stawał się coraz wolniejszy i nie potrafiłem utrzymać Andreasa Jonssona za plecami.

PS: A ten silnik, który tak idealnie pracował w pierwszym biegu?
- Rozstroił się. Byłoby prościej, gdyby nie wprowadzono nowych tłumików. Przez nie cała maszyneria działa inaczej. Jarek Hampel miał w sobotę ten sam kłopot.

PS: 68 punktów po pierwszej części sezonu Grand Prix to dużo?
- Tak. Przed rokiem miałem więcej, ale wtedy w kalendarzu był Toruń zamiast Cardiff. Mam dobrą pozycję wyjściową do ataku i na pewno będę gonił Grega Hancocka. Żarty się skończyły.

Więcej w poniedziałkowym „Przeglądzie Sportowym".