Tai Woffinden nadal musi poczekać na swoje zwycięstwo w Cardiff. W zeszłą sobotę w stolicy Walii pokonał go tym razem Bartosz Zmarzlik. Brytyjczyk pomimo braku triumfu na swojej ziemi jest pełen optymizmu i cieszy go fakt, iż umocnił się na prowadzeniu w klasyfikacji generalnej cyklu Speedway Grand Prix. Popularny „Tajski” ma bowiem w tej chwili jeden cel – powrót na tron światowego żużla.

- Robiłem co mogłem. Oczywiście, że fajnie byłoby wygrać, ale uważam, że 20 punktów to dobry rezultat. Utrzymałem także pierwsze miejsce w klasyfikacji generalnej i na tym teraz zamierzam się skupiać. Każda runda to krok bliżej do upragnionego trzeciego tytułu Indywidualnego Mistrza Świata w karierze – przekazał.

Na dzień dzisiejszy 27-latek ma na swoim koncie o dwadzieścia punktów więcej niż drugi Fredrik Lindgren. Pomimo dość sporej przewagi utytułowany zawodnik nie zamierza popadać w hurraoptymizm i zapewnia, że będzie skupiony do finałowej gonitwy tegorocznych zmagań o miano najlepszego żużlowca globu. - Jeszcze niczego nie wygrałem. Nie mogę się cieszyć aż do ostatniego wyścigu, kiedy już nikt nie będzie mógł mnie wyprzedzić w klasyfikacji. Żużel to okrutna gra, w której wszystko zmienia się diametralnie.

21 lipca w Cardiff jak zawsze w tym miejscu zachwycili kibice, którzy zasiedli na trybunach. Już samo oglądanie zawodów przed telewizorem przyprawiało o dreszcze. Jeszcze bardziej musiało się to udzielić samym uczestnikom zmagań. - Kibice w sobotę byli naprawdę niesamowici. Wsparcie, jakie otrzymuję od fanów jest nie do opisania. Tego dnia zrobili ogromny hałas . Cieszę się, że wykonałem dobrą robotę w ramach podziękowania za ich doping. Mam jedną dla nich wiadomość: speedway wraca do domu – zakończył Tai Woffinden.