Uraz, którego doznał Greg Hancock w niedzielnym meczu Speedway Ekstraligi, nie jest groźny. Amerykanin odpuści tylko start w Szwecji. Hancock naciągnął więzadło krzyżowe. – Za kilka dni Greg będzie gotowy do jazdy – wyrokuje Jerzy Buczak, fizjoterapeuta żużlowej reprezentacji Polski.

 – W przypadku zerwania musiałby pauzować pół roku, naciągnięcie to nic poważnego. Problem powstałby wówczas, gdyby Hancock grał w piłkę nożną. Tego typu uraz sprawia kłopot przy bieganiu – tłumaczy Buczak.

Hancock upadł na tor już w pierwszym swoim występie w półfinale Caelum Stal Gorzów – Stelmet Falubaz Zielona Góra. W następnym wjechał w koleinę i sytuacja się powtórzyła. Trafił do ambulatorium, podtrzymywany przez dwóch członków swojego teamu, bo nie mógł iść. – Chodzi o starą kontuzję, która co jakiś czas się odnawia – mówi Marek Cieślak, trener Falubazu. – Kiedyś Greg będzie musiał zoperować więzadło, ale na razie o tym nie wspomina. Mnie powiedział, że za dwa, trzy dni będzie zdrowy. Weźmie kilka zabiegów i doprowadzi nogę do sprawności. Ból minie. Hancock zrezygnuje tylko z występu we wtorek w szwedzkiej lidze – dodaje opiekun polskiej kadry.

Gazeta „Motala & Vadstena Tidning" poinformowała, że Hancock przejdzie specjalistyczne badania w Sztokholmie, a jego Piraterna Motala w półfinale będzie musiała radzić sobie bez niego. – Nam w rewanżu ze Stalą pomoże. Już zapowiedział, że przyjedzie na trening przed meczem. Dobrze, że w niedzielę spadł w Gorzowie deszcz, bo końcowy wynik mógł być dla nas bardzo niekorzystny – przyznaje Cieślak.

To oznacza, że występ Hancocka w dwóch ostatnich rundach Grand Prix nie jest zagrożony. Lider cyklu ma obecnie 139 punktów, o 31 więcej niż Jarosław Hampel. Co ciekawe, Polak miałby kłopoty z dogonieniem Amerykanina nawet wówczas, gdyby Hancock musiał pauzować. Lesznianin zdobywa bowiem średnio tylko 12 punktów na zawody.