O Norwegach mówi się, że rodzą się z nartami na nogach. Podobnie było w przypadku Rune Holty, który już jako brzdąc jeździł na deskach, a jego idolami byli alpejczyk Kjetil Andre Aamodt i niemiecki skoczek Jens Weissflog. Żużlowiec reprezentacji Polski, pochodzący z portowego miasta Stavanger, od najmłodszych lat pasjonował się sportem.

- Bardzo szybko nauczyłem się jeździć na nartach. Nawet nie pamiętam dokładnie ile miałem lat. Musiałem być bardzo malutki. Miałem góra cztery lata - śmieje się Holta. - Kiedy byłem dzieciakiem, liczyły się dla mnie główne trzy zimowe dyscypliny: skoki, narciarstwo alpejskie i hokej na lodzie. Uprawiałem jednak te dwie ostatnie - dodaje Holta, który w tym czasie bawił się również, jak każdy chłopak, samochodzikami. - Z podziwem oglądałem w telewizji skoki Jensa Weissfloga, a później mojego rodaka Espena Bredesena, który w 1994 roku wygrał na igrzyskach w Lillehammer. Moim idolem był również niesamowity alpejczyk Kjetil Andre Aamodt. Kiedy jednak byłem młodszy, zawsze marzyłem o tym, aby zostać skoczkiem - wyjawia nam Rune.

Żużel i skoki mają ze sobą trochę wspólnego. Obydwie dyscypliny są niebezpieczne, a zawodnicy muszą bardzo dbać o wagę. Holta przy wzroście 172 cm waży obecnie zaledwie 58 kg. - Z takimi parametrami świetnie nadawałby się na skoczka. Kto wie, może gdyby Holta postawił w młodości na tę dyscyplinę, byłby czołowym norweskim zawodnikiem - mówi jedyny polski mistrz olimpijski w skokach Wojciech Fortuna.

- Na pewno jednak nie żałuję tego, że wybrałem żużel, który w Norwegii jest niszowym sportem - dodaje Holta.

Więcej znajdziesz w piątkowym „Przeglądzie Sportowym"