Dziesięć punktów w sześciu startach wywalczył Przemysław Pawlicki w niedzielnym starciu Fogo Unii Leszno z Dospel Włókniarzem Częstochowa. Niestety, dobry wynik starszego z duetu Pawlickich nie uchronił "Byków" od porażki i straty bonusu.

- Początek miałem dużo lepszy od końcówki. Miałem lekkie problemy, żeby wystartować. Przeniosłem się na te duże pola i ciężko było dociągnąć. Starty były w miarę wyrównane, ale zawsze byłem powieziony szeroko w pierwszym łuku i trudno było mi się odnaleźć - oceniał Przemysław Pawlicki. - Gratulacje dla częstochowskich zawodników i dla całej Częstochowy - dodał.

Leszczynianie od jakiegoś czasu kompletnie stracili atut własnego toru. W niedzielę było widać, że także i tym razem na obiekcie im. Alfreda Smoczyka lepiej radzą sobie przyjezdni niż miejscowi- Myślę, że to jest dobry pomysł, żeby drużyna przeciwna przyjeżdżała w sobotę, by sobie potrenować. Wydaje mi się, że domowy tor powinien być robiony pod gospodarzy, a nie pod drużynę przeciwną. Trudno, takie są przepisy i trzeba się z tym pogodzić - mówił Przemek.

W pierwszym meczu obu drużyn, w którym to Fogo Unia Leszno wygrała w Częstochowie 50:40, gospodarze wówczas radzili sobie bez Emila Sajfutdinowa i Michaela Jepsena Jensena. W rewanżu pech przeszedł na leszczynian, którzy musieli jechać bez Fredrika Lindgrena, którego zastąpił Mikkel Michelsen oraz bez Tobiasza Musielaka - Jechaliśmy bez dwóch zawodników podobnie, jak Częstochowa w pierwszym spotkaniu. Na pewno odczuwamy brak Fredrika i Tobiasza, bo mamy luki, które ciężko jest zatuszować. Moje występy również nie są takie, jak na lidera przystało. Powinienem przywozić jeszcze więcej trójek, a nie do końca mi to wychodzi.