
Unia Leszno rundę zasadniczą zakończyła na piątym miejscu. Celem włodarzy leszczyńskiego klubu była w tym sezonie pierwsza czwórka. Działacze, zawodnicy, a szczególnie kibice mogą uznać pozycję Leszna za wielką porażkę. Sport jednak rządzi się swoimi prawami i prócz umiejętności, funduszy, czy sprzętu liczy się również odrobina szczęścia.Leszczynianie rozpoczęli sezon bardzo dobrze pokonując na własnym torze Drużynowego Mistrza Polski – Unię Tarnów. Gospodarze na torze jednak mecz ten przegrali, ale błędy w zespole z Tarnowa spowodowały, iż 2 punkty zostały w Lesznie. Nie trzeba było długo czekać i już w drugiej kolejce „Byki” zostały sprowadzone na ziemię. Sromotna porażka w Bydgoszczy dała wiele do myślenia. To był jednak dopiero początek i podkreślano, że to zwykły wypadek przy pracy. Leszczyńska Unia wygrywała dwa kolejne spotkania na własnym torze, pokonując pewnie Adrianę Toruń, a potem gromiąc rzeszowską Marmę. Co nie udało się w Częstochowie, udało się w Rybniku. „Byki” na ciężkim, mokrym torze w Rybniku pewnie zwyciężyły i na ich koncie znalazły się pierwsze dwa oczka wywalczone na wyjeździe. W VII kolejce do Leszna przyjechał Atlas Wrocław. Dla Unii było to bardzo ważne spotkanie. Po kontuzji wracał Krzysztof Kasprzak, jak się okazało o jeden mecz za wcześnie. „Kasper” po kilku wyścigach zrezygnował z zawodów, po czym w brodę pluł sobie Zbigniew Jąder. Było czego żałować, trener długo zastanawiał się co by było gdyby zastosował wtedy „zastępstwo zawodnika” (jak we wcześniejszych meczach). Szanse na awans do czołowej czwórki jednak wciąż istniały.
W rundzie rewanżowej drużyna z Wielkopolski doznała wkalkulowanej porażki we Wrocławiu. Ogromna szansa na wyjazdowe zwycięstwo była w Rzeszowie. Znów jednak zabrakło trochę szczęścia. Stal pokonała Unię 46:44 i leszczynianie musieli zadowolić się punktem bonusowym. Kolejnym meczem, był pojedynek na własnym torze z Włókniarzem Częstochowa. Żużlowcy Unii Leszno cały sezon jeździli w Lesznie na torze bardzo przyczepnym. Na spotkanie z „Lwami” przygotowano „beton”. Miało to być zaskoczenie dla podopiecznych Jana Krzystyniaka. Okazało się jednak, że Włókniarze doskonale sobie poradzili. Goście wygrali pewnie 40:50. Jedną z ostatnich szans Unii było zwycięstwo na trudnym terenie w Toruniu. Sukces był połowiczny – „Byki” wywiozły z grodu Kopernika remis 45:45. Zwycięstwo u siebie z bydgoską Polonią przedłużało nadzieje. Udało się. Ale dwa tygodnie później na Unistów czekało trudniejsze zadanie. Leszno, aby awansować do pierwszej czwórki, musiało wygrać w Tarnowie. Początek spotkania był obiecujący. W dalszej fazie wynik był „na styku”. W końcówce jednak wspaniała postawa Marcina Rempały i Janusza Kołodzieja dała „Jaskółkom” zwycięstwo. Ostatecznie to Tarnów okazał się lepszy, pokonując przyjezdnych 51:39.
Ocena zawodników.
Leigh Adams – śr. bieg. 2,405.
Najkrócej podsumowując, Australijczyk zrobił swoje. Według działaczy Unii Leszno Adams wykonał swoje zadanie i nie można mieć do niego najmniejszych pretensji. Zawodnik w każdym spotkaniu dysponował znakomitym sprzętem w wolą walki. Takiego stranieri pozazdrościć Unii może każdy klub w Polsce. Jak powszechnie wiadomo Adams zapowiedział, że po sezonie 2007 zakończy karierę. Unia będzie miała wtedy nie lada problem, bo takiego zawodnika nie zastąpi nikt.
Damian Baliński – śr. bieg. 1,851.
Damian Baliński miał znakomity początek sezonu. Zanosiło się na powtórkę z roku 2005, kiedy to zawodnik ten miał najlepszy sezon w karierze. Już teraz można powiedzieć, że tak jednak nie będzie. Kapitan „Byków” w drugiej części sezonu jeździł w kratkę. Nie ominęły go też poważniejsze urazy, jak ten którego nabawił się w meczu ligowym w Częstochowie. Na drugi dzień, po wielkiej mobilizacji postanowił wystartować w Rybniku i pomóc kolegom. Zwycięstwa biegowe Unii przychodziły łatwo i Damian postanowił nie ryzykować i oddał swoje biegi Robertowi Miśkowiakowi. Pozostaje wierzyć, że jeszcze w tym sezonie Baliński pokaże sobie takiego, jakiego go znamy.
Krzysztof Kasprzak – śr. bieg. 1,774.
Tak jak w zeszłym sezonie, tak i w tym pech nie ominął Krzysztofa Kasprzaka. „Kasper” starował tylko w ośmiu z czternastu spotkań. Z powodu kontuzji zawodnik musiał zapomnieć także o Grand Prix i finale Indywidualnych Mistrzostw Polski. Wydaje się, że ten sezon dla Krzysztofa w lidze polskiej jest już skończony. Jazda w drugiej czwórce nie przystaje na jego ambicje i talent. Po raz kolejny młody zawodnik Unii Leszno będzie musiał poczekać jeszcze sezon.
Rafał Dobrucki – śr. bieg. 1,750.
Rafał Dobrucki powrócił do żużla po bardzo ciężkiej kontuzji kręgosłupa. Chyba nikt nie spodziewał się, że Rafał będzie w tak dobrej dyspozycji. Zdarzały się mecze słabsze i lepsze, ale zawodnik ten był bardzo ważnym elementem zespołu z Leszna, zarówno w meczach u siebie jak i na wyjeździe. Kibicom najbardziej w pamięci zapadł jego występ w Rzeszowie. Dobrucki kroczył od zwycięstwa do zwycięstwa. Ostatecznie Unia przegrała minimalnie.
Mark Loram – śr. bieg. 1,625.
Mark Loram zdecydowanie zawiódł. Anglik nie mógł się odnaleźć na torze w Lesznie. Lepiej było w spotkaniach wyjazdowych. Nawet gdy Unia dostawała srogie lanie w Bydgoszczy, Loram punktował. Anglik był jedynym zawodnikiem, który we Wrocławiu pokonał żużlowego giganta w sezonie 2006 – Jasona Crumpa. Trudno szukać przyczyny takiego stanu rzeczy.
Robert Miśkowiak – śr. bieg. 1,433.
Robert Miśkowiak to chyba największa zimowa porażka Unii Leszno. Transfer „Miśka” do Leszna zupełnie nie wyszedł. Zawodnik zaledwie kilka razy pokazał dobrą jazdę. Faktem jest, iż w prawie wszystkich meczach „Misiek” startował spod numeru 8, ale jak twierdzą działacze Unii Leszno dobry zawodnik wyjeżdża na tor i punktuje. Robert absolutnie nie spełnił oczekiwań kibiców leszczyńskich „Byków”.
Norbert Kościuch – śr. bieg. 1,000.
Norbert Kościuch nie miał wielu okazji pojawić się na torze. Odjechał w Ekstralidze zaledwie kilka biegów. A szkoda. ¦miem twierdzić, iż wystawianie w Lesznie Kościucha, a na wyjazdach Lorama przyniosłoby zdecydowanie więcej radości. Szczególnie, gdy Norbert kapitalnie spisywał się w szwedzkiej Allsvenskan i w turniejach poza granicami Polski.
Juniorzy.
Unia Leszno dawno nie miała tak słabej kadry juniorów. Młodzi żużlowcy Unii Leszno znaleźli się co prawda w finale Młodzieżowych Drużynowych Mistrzostw Polski, ale to się ma nijak do Ekstraligi. Można jednak z nadzieją patrzeć w przyszłość. W tym sezonie licencję zdało dwóch utalentowanych juniorów: Sławomir Musielak i Damian Perz. Szkoda tylko, że temu drugiemu przytrafił się tragiczny wypadek i pod wielkim znakiem zapytania stoi jego kariera sportowa. Według mnie oczekiwań nie spełnili Adam Kajoch i Mateusz Jurga. Ciągle narzekania na brak startów się skończyły, a poprawy nie widać. Dobrym ruchem było zakontraktowanie Patricka Hougaarda, ale o dwa lata za wcześnie. Siedemnastolatek z Danii, nie może w powodzeniem walczyć w ekstralidze.