13 punktów zapisał na swoim koncie Piotr Pawlicki podczas drugiej rundy Speedway Best Pairs Cup, która odbyła się w ubiegłą sobotę. Turniej przeprowadzony w Güstrow przy ciągłych opadach deszczu zakończono ostatecznie po serii zasadniczej, przez co Polacy uplasowali się na najniższym stopniu podium.

19 punktów na swoim koncie zgromadzili również Niemcy, jednak w biegu bezpośrednim, przy wyniku 3:3, premiowano bardziej "parową" jazdę. W tym wyścigu polscy zawodnicy przyjechali na drugim i trzecim miejscu, dzięki czemu to właśnie oni mogli stanąć "na pudle".

Nasz rozmówca podkreślił ogromne zaangażowanie organizatorów w to, aby zawody skutecznie rozegrano. Dodatkowo przed ostatnią rundą, która odbędzie się 9 maja w duńskim Esbjerg zapowiada walkę do końca. Polacy zajmują bowiem z Rosjanami drugą pozycję, z czterema punktami straty do Duńczyków. - Myślę, że tutaj trzeba najpierw zwrócić uwagę na organizatorów, którzy to przygotowywali. Przede wszystkim mam na myśli Adama Krużyńskiego, który bardzo się starał, żeby to się odbyło i wszystko robił, aby te zawody odjechać. Na szczęście się udało. Czy ja wiem, czy wracaliśmy ze smutnymi twarzami do Polski? Myślę, że wróciliśmy z takimi bardziej zmotywowanymi do dalszej pracy i walki, tak, aby w Esbjerg było lepiej. W sobotę pokazaliśmy kawał fajnego żużla, choć trochę pogubiliśmy tych punktów. Fakt faktem, Jarek niestety trochę nie spasował się z torem, ale też miał niekorzystne pola. Myślę, że do Esbjerg pojedziemy pozytywnie nastawieni, z optymizmem i nie pozostaje nic, tylko kibicować i czekać. Wydaje mi się, że my sobie damy radę, Jarek na tym czarnym torze miał te „małe” pola, one kompletnie nie pasowały. Jestem pewien, że pojedziemy do Esbjerg i będzie dużo, dużo lepiej - mówił po turnieju w Güstrow młodszy z braci Pawlickich.

Duży wpływ na wyniki miał układ pół startowych. Zdecydowanie lepszymi były dwa zewnętrzne, co jednak nie zaskoczyło reprezentanta Polski, który kilka lat wstecz miał okazję startować na tym specyficznym obiekcie. Przypomnijmy, że linia startu i mety na torze w Güstrow znajduje się zaraz na wyjściu z drugiego łuku. - Ten tor taki jest. Można powiedzieć, że przed startem zawodów już wiedziałem o tym, choć startowałem tutaj może cztery lata wstecz, jednak wiedziałem, że czwarte pole będzie najlepsze i tak było. To czwarte pole było „atomowe”, z niego najlepiej się wyjeżdżało, choć mimo wszystko trzeba też było być szybkim na trasie, bo nieraz też były takie biegi, że z pola zewnętrznego zawodnik przyjeżdżał z tyłu. Trzeba było mieć szybki sprzęt, mądrze jechać i wygrywać starty - przyznał.

Przy ciągle padającym deszczu na łuku utworzyła się mało bezpieczna koleina, z którą bliższy kontakt miało kilku zawodników. Na szczęście nikomu nic się nie stało i zawody udało się zakończyć bez poważniejszych upadków. - Tam z wyjścia z łuku była taka koleina i jak można było zauważyć nie tylko mnie w niej podnosiło – wyrywało prawie każdego zawodnika. Ten tor taki już jest, to jest czarna nawierzchnia i ona nie wiąże się już tak jak nawierzchnie w Polsce. Można powiedzieć, że jeśli w tych wszystkich pierwszych biegach jedzie się gęsiego, to te koleiny same się wyrabiają i z tych kolein najlepiej „ciągnie” z krawężnika - wyjaśnił.

Pierwsze 14 wyścigów, które były niezbędne do zaliczenia zawodów, odbyły się w rekordowym chyba czasie - jednej godziny. Przy tylko jednym równaniu toru (po 6 biegu), ekspresowe tempo pozwoliło bezpiecznie dokończyć zawody, pomimo cały czas padającego deszczu. Reprezentant Polski podkreślił na koniec ogromny wkład ludzi odpowiedzialnych za drugą rundę SBPC. - Organizatorzy zrobili naprawdę najlepszą robotę, jaką mogli podczas tego turnieju - zakończył krótko Piotr Pawlicki.