Aktualny wicemistrz świata Patryk Dudek może zaliczyć wczorajszą inaugurację Indywidulanych Mistrzostw Świata do udanych. Zdobył 10 punktów i zakończył rywalizację na 6. miejscu odpadając w pierwszym biegu półfinałowym, w którym jego rywalami byli Fredrik Lindgren, Maciej Janowski oraz Chris Holder.

Od początku zawodów widać było, że reprezentant Polski jest bardzo dobrze przygotowany i skoncentrowany do warszawskiej rundy Grand Prix. Pierwsze dwie dwójki utorowały mu bardzo dobrą pozycję do planowania spokojnego awansu do półfinału, co jak mogliśmy się przekonać miało miejsce.

- Fajnie było. Dziesięć punktów zdobyłem. Szkoda półfinału, bo liczyłem, że wygram start. A przegrałem o cały motocykl, choć bieg wcześniej idealnie wystrzeliłem z tego trzeciego pola. Szkoda, ale tor się trochę rozwalał. Niestety. Mniej ścigania było w tym roku. Takie są sztuczne tory – mówi wicemistrz świata.

Wszystko dla Duzersa byłoby zapewne o wiele milsze gdyby nie zdarzenie z 12. biegu gdzie zaraz po starcie został podcięty przy wejściu w łuk przez Artioma Łagutę. Można powiedzieć, że był to upadek standardowy jakich na torach żużlowych było wiele, jednak w tym przypadku tak niefortunnie Patryk upadał, że ucierpiała jego łydka o czym mówił po zawodach.

- Mam nadzieję, że nic złego się nie stało. Lekarze kazali chłodzić nogę i trzymać ją wyżej. Było ciasno, zostało mi podcięte pierwsze koło i się wywróciłem. Stłukłem nogę jak upadałem. Upadek nie miał wpływu na moją jazdę. Zmieniliśmy tylko motor, bo ten pierwszy nie był już zdatny do pracy. Na adrenalinie bólu się nie czuje.

Indywidualny Mistrz Polski z 2016 roku mówił, że będzie starał się odczarować Warszawę, a najlepiej wygrywać na tym torze co roku. Zapewne każdy z naszych reprezentantów ma taki cel.

- Chciałoby się odczarować tę Warszawę. A najlepiej co roku wygrywać (śmiech). Mieliśmy bardzo dużo kibiców z Zielonej Góry, chyba cały sektor zajęli. Był fajny doping. Presji nie czuję, bo mamy jeszcze dziesięć rund przed sobą i w każdej z nich możemy zdobywać punkty.