Tylko osiem biegów udało się rozegrać w meczu półfinałowym Speedway Ekstraligi, gdzie Stelmet Falubaz Zielona Góra zmierzył się na wyjeździe z ekipą zza miedzy Caelum Stalą Gorzów. Zawody zakończyły się wynikiem 27:19. Spotkania tego do udanych nie zaliczy młodzieżowiec z Grodu Bachusa Patryk Dudek.

Wychowanek zielonogórskiego klubu w Gorzowie zaczął bardzo pechowo, zrywając taśmę w inaugurującym biegu.W drugim swoim starcie zawodnik zdobył jeden punkt. - Potwierdziliśmy to, że w każdym biegu w Gorzowie albo jesteśmy mijani, albo coś się zdarza naszym zawodnikom - to defekt, to upadek, to np. moja niepotrzebna taśma. Wydaje mi się, że byliśmy w tych zawodach troszeczkę gorzej przygotowani od gorzowian. Cieszmy się jednak, że spadł deszcz, bo mogliśmy przegrać jeszcze wyżej. Ja też zacząłem ten mecz niefortunnie. Ciężko mi powiedzieć co tam się stało z tą taśmą. Po prostu za szybko puściłem sprzęgło i wjechałem w taśmę. Szkoda - powiedział Duzers.

W najbliższą niedzielę podopieczni Marka Cieślaka zmierzą się w meczu rewanżowym. Gorzowianie w tym pojedynku będą mieli ośmiopunktową zaliczkę. To dużo czy mało? - W tym momencie to mało, bo jeśli zawody trwałyby do końca, to wydaje mi się, że różnica mogłaby być jeszcze większa. Musielibyśmy jechać bez Grega Hancoka. Wydaje mi się, że nie jesteśmy na straconej pozycji. Ten tor w Gorzowie na pewno był wymagający, był przyczepny. W Zielonej Górze taka nawierzchnia była dwa lata temu i nie narzekaliśmy. Tutaj też tak było i trzeba było sobie radzić. Andreas Jonsson pokazał, że można było jechać i wyprzedzać na nim. Ja miałem trochę trudno, bo pierwszy mój bieg jechałem dopiero w siódmym wyścigu. Tragedii jednak nie było - przyznał Patryk Dudek.