Finał Drużynowych Mistrzostw Świata w wyścigach motocyklowych na lodzie w Sanoku przeszedł już do historii tego sportu motorowego. Polacy na własnym obiekcie walczyli dzielnie, do samego końca, ostatecznie zajmując czwarte miejsce. Zdaniem Pawła Ruszkiewicza, jest to wielki sukces naszej reprezentacji.

W Sanoku dopiero bieg dodatkowy rozstrzygnął o tym, która z reprezentacji wróci do domu ze złotymi medalami, a która ze srebrnymi. Ostatecznie triumfowali Rosjanie przed Austriakami i Szwedami. Reprezentacja kraju Trzech Koron wywalczyła na polskiej ziemi 32 punkty, o jedno "oczko" więcej od biało-czerwonych - Czwarte miejsce, które zajęliśmy w Sanoku uważam za wielki sukces. Taki wynik przed zawodami wziąłbym w ciemno. Pamiętam, że kiedy rozmawialiśmy przed finałem, to stwierdziłem, że nawet piąte czy szóste miejsce uznałbym za dobre. A wyszło na to, że otarliśmy się o podium. Do pełni szczęścia zabrakło nam naprawdę niewiele. Gdyby Grzegorz Knapp miał nieco większe wsparcie ze strony kolegów z drużyny, to pewnie pokusilibyśmy się o historyczny wynik - powiedział Paweł Ruszkiewicz, w rozmowie z portalem gloswielkopolski.pl.

Knapp w Sanoku wywalczył 25 punktów, Daniszewski przy swoim nazwisku zapisał 2 "oczka", a Strugała 4. Nawet pomoc ze strony Polskiego Związku Motorowego oraz ze strony Pawła Ruszkiewicza, nie dała oczekiwanych rezultatów czyli bardziej okazałych zdobyczy punktowych - To trudny temat, bo wybieramy z niewielkiej grupy zawodników. Przed finałem w Sanoku zainwestowałem sporo własnych pieniędzy w sprzęt, by zawodnicy byli odpowiednio przygotowani do walki z najlepszymi. Do tego dołożył się też PZMot., wspierając nas nie tylko sprzętowo, ale też pomagając w przeprowadzeniu treningów. Efekty były jednak, jakie były.

Polską husarię reprezentował w tych zawodach: Grzegorz Knapp, Paweł Strugała oraz Mirosław Daniszewski. W ostatnim czasie mówiło się, iż na lodzie swoich sił spróbować ma zamiar syn Daniszewskiego - Patryk oraz Paweł Hlib. Wiemy, że pierwszy z nich pierwsze ślizgi już wykonuje i idzie mu całkiem nieźle. Ilu jest jeszcze zawodników uprawiających tę dyscyplinę? - Tak jak wspomniałem, jest ich niewielu. Mamy grupę siedmiu, ośmiu zawodników, którzy starają się coś w tym sporcie osiągnąć. Pojawiło się jednak światełko w tunelu. Coraz lepiej na motocyklu radzi sobie syn naszego reprezentanta Mirosława Daniszewskiego, Patryk. W odwodzie jest też bratanek Grzegorza Knappa, Michał.

W Polsce i Niemczech panuje moda na Żużlowe Gale na lodzie. W naszym kraju takie ściganie można oglądać w Opolu, Częstochowie, Toruniu, a ostatnio także w Trzemesznie. Wielu zawodników z klasycznego żużla jednak otwarcie przyznaje, że nie zaryzykowałaby, aby usiąść na maszynie typowo do ice racingu - Słyszałem ostatnio wypowiedź Rafała Dobruckiego, który stwierdził, że trzy czwarte "normalnych" żużlowców nie wsiadłoby nawet na motocykl do ice racingu. I ja się z tym stwierdzeniem w pełni zgadzam. To jest zupełnie inne ściganie. Inna jest technika jazda, inaczej pracują teleskopy. Te gale niewiele mają zresztą wspólnego z wyścigami na lodzie. Oni tam jeżdżą 30 km/h, a w ice racingu osiąga się prędkości na poziomie 130 km/h. Nie jest też żadną tajemnicą, że w ice racingu zdecydowanie lepiej radzą sobie zawodnicy, którzy wcześniej mieli do czynienia z enduro, crossem czy wyścigami na szosie, a nie klasycznym żużlem. Grzegorz Knapp na przykład w przeszłości miał przygodę z wyścigami na długim torze.

Do brązowego medalu zabrakło naprawdę niewiele, lecz czwarte miejsce to i tak sukces