Za nami oficjalne otwarcie sezonu 2010 na Wyspach Brytyjskich. Na torze Rakiet w Rye House odbył się turniej Ben Fund Bonanza, z którego dochód zostanie przekazany na pomoc ciężko kontuzjowanym żużlowcom. W zawodach wzięło udział wielu zawodników z czołówki Grand Prix, ale najlepszy okazał się Nicki Pedersen, który podzielił się swoimi uwagami na temat dzisiejszych zawodów.

Duńczyk spisał się w dzisiejszym turnieju znakomicie i udowodnił, że po kiepskim sezonie powraca do walki o tytuł najlepszego żużlowca globu. Popularny Power w rundzie zasadniczej przyjeżdzał przed wszystkimi rywalami. Doskonale spisał się również w wyścigu finałowym, kiedy na mecie stawił się przed Krzysztofem Kasprzakiem, Fredrikiem Lindgrenem i Jasonem Crumpem.

Pierwszy wyścig mógł się zakończyć dla zawodnika Stali Gorzów kontuzją, gdyż na ostatnim okrążeniu do końca walczył o zwycięstwo z Leigh Adamsem, co przyczyniło się do jego upadku. Z wyścigu wykluczony został Australijczyk, ale Pedersenowi na szczęście nic się nie stało. - Na pewno nie chciałem upaść w swoim pierwszym wyścigu w tym roku, tym bardziej, że były to zawody towarzyskie, ale to przecież speedway. Trochę poobcierałem tyłek, ale czuję się lepiej niż kiedykolwiek (śmiech). Oczywiście nie chcę złapać na początku sezonu żadnej kontuzji - mówi zadowolony ze zwycięstwa zawodnik.

Zawodnik jest bardzo szczęśliwy, że udało mu się wygrać dzisiejsze zawody i przyznaje, że tęsknił za rywalizacją. - Testowaliśmy dzisiaj wiele ustawień. Do dzisiejszych zawodów przejechałem już trochę kółek, ale odzczuwałem już głód rywalizacji i chciałem zobaczyć jak to wszystko wypadnie w walce. Jestem bardzo zadowolony z drogi, którą podążam - zakończył.