Zawodnicy, jak i kibice Zdunek Wybrzeża Gdańsk nie posiadali się z radości po niedzielnym meczu na MotoArenie. Gdańszczanie przegrali pierwsze spotkanie barażowe o miejsce w PGE Ekstralidze, ale różnicą tylko czterech punktów - 47:43, co stawia ich w bardzo dobrym położeniu przed rewanżem 8 października na własnym torze.

Przed meczem w Toruniu wielu ekspertów skazywało gdański zespół na pożarcie i pierwsze biegi potwierdziły takie opinie. - Początkowo źle oceniliśmy nawierzchnię toru. Okazała się jeszcze bardziej przyczepna niż przypuszczaliśmy. Przegraliśmy trzy pierwsze biegi w stosunku 1:5, co nas zdopingowało. Chłopacy szybko dopasowali przełożenia i wykonaliśmy plan, który sobie założyliśmy - mówi Mirosław Kowalik.

Po pierwszej serii startów na tablicy wyników widniał rezultat 18:6 dla miejscowych. Później przyjezdni znad morza zaczęli odrabiać straty, dzięki dobrej rotacji składem przez trenera Kowalika. Na cichego bohatera Zdunek Wybrzeża wyrósł młodzieżowiec Dominik Kossakowski. - Cała drużyna pojechała dobrze, ale najbardziej jestem zadowolony z postawy Kossakowskiego. Nie stawiałem na tego zawodnika, ale w momencie gdy wygrał wyścig podwójnie z Kacprem Gomólskim, postanowiłem pójść za ciosem i wykorzystać go w następnych biegach i ponownie przywoził cenne punkty - przyznaje trener Zdunek Wybrzeża Gdańsk.

Przed spotkaniem czteropunktową porażkę na terenie ekstraligowego Get Well Toruń w Gdańsku braliby w ciemno. Nie dziwi więc fakt, że z optymizmem myślą już o rewanżu. - Jesteśmy bliżej Ekstraligi, ale mamy jeszcze jeden mecz i w żadnym wypadku nie podejdziemy do niego lekceważąco. Na własnym torze spróbujemy dopełnić formalności, ale Get Well to drużyna ekstraligowa i wiemy, że nie będzie to łatwe. Przez cały tydzień będziemy przygotowywać się i od teraz non stop będę myślał o tym meczu - powiedział Mirosław Kowalik.