- Z tego co obserwuję, jest tak samo jak kiedyś. Niektórzy spędzają wolny czas na łonie rodziny, a inni idą na imprezy i biorą używki - mówi Przeglądowi Sportowemu Michael Lee, mistrz świata z 1980 roku i jeden z najbardziej kontrowersyjnych żużlowców w historii.

PRZEGLĄD SPORTOWY: Pana kariera była burzliwa. Był pan zawieszony za używanie narkotyków. Czy w latach 80. wśród żużlowców sporo osób stosowało używki?
MICHAEL LEE: Jedni zawodnicy relaksowali się pijąc wódkę, inni, w tym ja, palili marihuanę. Wyścigom zawsze towarzyszyła duża presja. Chciałem jakoś odreagować, ale czasami przesadzałem z narkotykami.

PS: Pod koniec lat 90. miał pan sprawę sądową za posiadanie narkotyków i spędził pan 18 miesięcy w więzieniu.
- Więzienie nie jest przyjemnym miejscem. Półtora roku w nim to była męczarnia. Fatalnie się czułem będąc przez wiele godzin zamknięty w malutkiej celi. Często wpadałem w depresję, ale nigdy się całkowicie nie załamałem. Również nudziłem się niesamowicie. Zacząłem pisać swoją biografię, ale dużo czasu spędziłem też pracując jako kucharz. Jeszcze cztery lata temu zostałem oskarżony o hodowlę marihuany, ale teraz to już przeszłość i jestem szczęśliwym, choć zapracowanym człowiekiem. Przygotowuję silniki dla 15 zawodników. W klubie Mildenhall Fen Tigers jestem promotorem i trenerem w szkółce. Poza tym pełnię funkcje technicznego doradcy w Peterborough Panthers.

PS:  Mówi się, że obecnie żużlowcy nie imprezują tak jak za pańskich czasów.
- Mam odmienną opinię. Z tego co obserwuję, jest tak samo jak kiedyś. Niektórzy spędzają wolny czas na łonie rodziny, a inni idą na imprezy i biorą używki.

Cały wywiad przeczytasz w piątkowym "Przeglądzie Sportowym".