Max Fricke pomimo zaledwie 22 lat jest jednym z najlepszych Australijczyków, który czynnie jeżdżą na żużlu. Żużlowiec urodzony w Mansfield jest w trakcie kolejnego w swojej karierze bardzo dobrego sezonu, gdzie jest ważną częścią swoich zespołów w Polsce, Wielkiej Brytanii i Szwecji.

Utalentowany zawodnik nie tak dawno był bardzo bliski awansu do cyklu Grand Prix, ponieważ wziął udział w GP Challenge w niemieckim Landshut. Niestety na przeszkodzie stanął mu defekt motocykla, który przytrafił się w jego ostatniej gonitwie dnia. Kto wie, czy Australijczyk nie wylądowałby w najlepszej trójce premiowanej awansem do Indywidualnych Mistrzostw Świata, gdyby nie wspomniana sytuacja. - Byłem w dobrym położeniu i marzenie o Grand Prix musi być teraz odłożone na kolejny rok. Tak to już jest. Zawsze może być następna szansa za rok. Przedtem pojechałem w kilku rundach Grand Prix i paru eliminacjach. Czuję, że jestem w dobrym położeniu, z którego osiągnę jeszcze więcej. Mam teraz właściwe nastawienie i czuję, że jestem w dobrym miejscu – podsumował zmagania 22-latek.

Reprezentant między innymi Betard Sparty Wrocław czy Belle Vue Aces ma jednak nadzieję, że organizatorzy dostrzegą jego starania i otrzyma on od nich stałą dziką kartę. Jak sam przyznaje jest to jego z większych pragnień. - Nominacja byłaby spełnieniem marzeń. Challenge nie był dla mnie ostatnią szansą na to, by się pokazać. Skupię się teraz na sprawach ligowych aż do końca roku. Mam nadzieję, że będę miał dobrą końcówkę z Belle Vue, w Polsce we Wrocławiu i z Rospiggarną w Szwecji. Jeszcze pełno zawodów w moim terminarzu i mam nadzieję, że reszta roku wyjdzie mi dobrze – zakończył Max Fricke.