Szlagier CenterNet Mobile Speedway Ekstraligi, jakim miało być potknięcie Unii Leszno z Caelum Stalę Gorzów, był nim tylko z nazwy. Bo choć fantastycznych wyścigów, pojedynków czy niesamowitej parowej jazdy ze strony Janusza Kołodzieja na torze nie brakowało, to Stalowcy wzorem wszystkich innych drużyn, które w tym roku próbowały namieszać w szykach Unistom, zostały za to dotkliwie skarcone.

32:58 to wynik, jaki nie przystaje ówczesnemu liderowi zapisywać na własnym koncie w meczu nawet u wicelidera na zakończenie rundy zasadniczej. Jednakże usprawiedliwieniem gości jest fakt, że jechali w tym meczu przetrzebieni brakiem Nicki Pedersena, Przemysława Pawlickiego, rezerwowego juniora Łukasza Cyrana czy z poobijanym Matejem Zagarem.

To właśnie Słoweniec walczył z Unistami jak równym z równym, ale tylko do połowy zawodów, później dała znać o sobie kontuzja. - W mojej opinii to nie był dla mnie najgorszy mecz. Cieszę się, że zdobyłem tyle oczek, ile zdobyłem, bo nie czuje się jeszcze w pełni sił - mówi Zagar. - Nie tak dawno temu doznałem kontuzji nadgarstka, która się dziś odezwała. Nie mogłem wystartować w ostatnim biegu, choć bardzo chciałem, ale ból mi na to nie pozwolił, poza tym odbyłem tylko jeden trening, w piątek, po kontuzji. Gdyby to był ostatni dwumecz sezonu, prawdopodobnie bym w nim nie wystartował, nie czułbym się na siłach - dodaje.

Kapitan reprezentacji Słowenii był również szczery do bólu wypowiadając się o prawdziwym celu swojej wizyty w Lesznie. - Gratuluję Unii wyniku, mają świetną drużynę, najlepszą na tę chwilę. Ale my nie jesteśmy słabsi. Dziś nie mógł jechać Nicki i Przemek Pawlicki, z nimi na pewno wynik spotkania wyglądałby zupełnie inaczej. Tak naprawdę przyjechałem tutaj tylko potrenować, żeby być szczerym. Być może spotkamy się z Unią w finale - kończy.