Jason Doyle jeszcze kilka dni musi zostać w szpitalu. Jedno z płuc się zapadło i żużlowiec ma duży kłopot z oddychaniem. – Na szczęście jest pod bardzo dobrą opieką. Jakby taka odma nie była leczona, stanowiłaby ogromne zagrożenie dla życia. Tak czy inaczej wyjazd Doyle'a na ostatnie Grand Prix stoi pod wielkim znakiem zapytania - powiedział prezes Ekantor.pl Falubazu Zdzisław Tymczyszyn.

Tymczyszyn był z Doyle'm na zawodach w Toruniu, a potem pojechał z nim do szpitala. Rozmawiał z lekarzami i mówi, że sytuacja zawodnika nie wygląda dobrze. Wybity bark został nastawiony, ale żużlowiec Ekantor.pl Falubazu ma też pękniętą kość łokcia i problem z płucem.

– W tej chwili trudno mi sobie wyobrazić, że on miałby jechać na finałowe zawody Grand Prix w Melbourne. Nie ma większego kłopotu z barkiem i łokciem, ale odma płuc to już naprawdę bardzo poważna sprawa. On nie może normalnie oddychać. Ta odma wzięła się, stąd że nastąpiło silne uderzenie i jedno płuco się zapadło. Jason ma teraz założony drenaż, jest też na środkach przeciwbólowych.

- Najważniejsze, że ma dobrą opiekę, a jego menedżer Dave jest w kontakcie z zaufanymi lekarzami z Torunia, którzy wcześniej opiekowali się żużlowcem, gdy ten miał jakieś kłopoty. Oczywiście nie dramatyzujemy, bo mogło być jeszcze gorzej. Początkowo mówiło się o złamanej nodze, potem o miednicy, nodze i ręce. Na szczęście ogólne badanie tomografem nie wykazało żadnych innych obrażeń poza tymi, o których mówiłem wcześniej. Za kilka dni ma się odbyć planowa operacja zespolenia pękniętej kości łokcia – kończy Tymczyszyn.