Kacper Gomólski to największy pechowiec, a zarazem nie spodziewany brązowy medalista wczorajszego finału Młodzieżowych Indywidualnych Mistrzostw Polski rozegranego na MotoArenie w Toruniu. Gomólski mimo, że zdobył brąz, to odczuwa niedosyt.

Trudno się dziwić gdyż wychowanek Startu Gniezno w ostatnim swoim biegu jechał na prowadzeniu przed Maciejem Janowskim i Przemysławem Pawlicki, co dawało mu złoty medal, pech chciał, że na jednym z łuków wpadł w koleine i upadł na tor.

Młodszy z braci Gomólski opowiada o całej sytuacji ze swojego ostatniego wyścigu. - Wygrałem start z czwartego pola i pędziłem do mety. Niestety, na drugim łuku było sporo kolein, które do tego momentu były moim sprzymierzeńcem. Na jednej z nich podbiło mnie do góry i upadłem. Szybko pozbierałem się z toru, żeby sędzia nie musiał przerywać tego biegu. Zdawałem sobie jednak sprawę, że w tej jednej chwili pozbawiłem siebie szans na złoty medal - wyjaśnia Gomóła.

Dla Kacpra Gomólskiego to jak na razie największe osiągnięcie w jego krótkiej karierze. Jednak w wypowiedzi 17-latka daje się wyczuć ogromny niedosyt. - Widocznie tak miało być. Mimo, że zdobyłem brązowy medal, to jednak pozostał jakiś niedosyt. Gratuluję Maciejowi (Janowskiemu) i Przemkowi (Pawlickiemu) zdobycia złotego i srebrnego medalu. Mi w udziale przypadł brązowy i też ogromnie się cieszę. Przede mną jeszcze cztery lata startów w gronie młodzieżowców, dlatego liczę na kolejne sukcesy - mówił po zawodach młodszy z braci Gomólskich.