Takiego rezutatu nikt się nie spodziewał. Menadżer Dospel Włókaniarza Częstochowa, Jarosław Dymek, jest w szoku po tym, jak jego zespół przegrał wyjazdowy mecz z Betard Spartą Wrocław 58:32. Lwy przed starciem zdawały sobie sprawę, że o wygraną na Stadionie Olimpijskim będzie ciężko, jednak nikt nie spodziewał się aż tak miażdżącej przewagi drużyny gospodarzy.

Menadżer Dospel Włókniarza nie ukrywał swojego wstydu po zakończonym starciu we Wrocławiu. Podkreślił, że Spartanie postawili bardzo ciężki opór, ale mimo to Lwy powinny wywalczyć na owalu w stolicy Dolnego Śląska zdecydowanie więcej punktów. - Siara jak nie wiem co i tyle. Dostaliśmy konkretny łomot i w najczarniejszych snach nie spodziewałbym się, że nasza drużyna ledwo co wyjdzie z trzydziestki. Ciężko cokolwiek po takim meczu powiedzieć. Gratuluję wrocławianom, którzy byli znakomicie dysponowani. 

Dymek podkreślił, że przegrana w takim stylu nie napawa optymizmem. Przed rewanżem, który odbędzie się już za niespełna tydzień pod Jasną Górą, częstochowianie mają o czym myśleć. - Wstydzę się za siebie, za drużynę. Jedzie się w końcu dla kibiców. Kto chce przegrywać w taki sposób? Przegrać z twarzą to jest inna historia. A dzisiaj z tą twarzą było raczej ciężko. To był po prostu blamaż. 

W ostatnich spotkaniach ogromną bolączką częstochowian sa fatalne wyjścia spod taśmy maszyny startowej. Gdzie tkwi przyczyna? - Czy to jest wyjazd, czy dom, wszędzie nasi zawodnicy przegrywają starty. Wyjścia spod taśmy maszyny startowej są naszą niesamowitą bolączką. Nie wiem. Być może zawodnicy mają jakąś zadyszkę, potrzebują odpoczynku. Jeśli przegrywa się starty na torze, na którym 80 procent sukcesu stanowi moment startowy, to z czym do ludzi chcemy wychodzić.