Jakub Jamróg wygrywając z kompletem punktów w Bellocq wysunął się czteropunktowe prowadzenie w klasyfikacji generalnej Międzynarodowych Mistrzostw Argentyny. Fakt ten cieszy tym bardziej, że do końca cyklu pozostały tylko dwie rundy, z czego jedna może się nie odbyć.

W ósmej rundzie Jamróg siedem razy wyjeżdżał na tor i siedem razy jako pierwszy mijał linię mety. Jego główny rywal do złota, Oleg Biesczastnow, w rundzie zasadniczej stracił punkty nie tylko w pojedynkach z Polakiem, ale także z Argentyńczykami, a w półfinale upadł i został wykluczony, przez co przegrał sobotnie zawody aż o dziewięć oczek. - Cieszę się bardzo, że wszystko dobrze poszło. Teraz to Oleg miał pecha. Szkoda, bo wolałbym żeby jechał w finale, ale taki jest żużel. Ja nie byłem 3 razy w finale przez przypadki losowe. Dziś wszystko mi zagrało, po pierwszym biegu wprowadziłem lekką korektę i było już całkiem ok. Tor super! Tylko jedna niegroźna dziurka - relacjonuje Kuba.

Bellocq jest czwartym torem, na który zawitał tegoroczny letni czempionat. Jego położenie wiąże się z niecodziennymi dla europejskich żużlowców atrakcjami. - To malutka wioska. Na drogach nie ma nawet asfaltu, tylko ubita ziemia. Atmosfera jak zawsze super. Z racji, że tor był w szczerych polach, musiałem się odganiać od licznej grupy owadów. Jeden konik polny chciał ze mną wyjechać do biegu, ale szkoda mi go było i zgoniłem go motoru - śmieje się Polak.