
Rozmowa z
Adamem Skórnickim, wychowankiem leszczyńskiej Unii. W minionym sezonie Adam startował w drużynie PSŻ Poznań, gdzie stał się liderem drużyny i w 15 meczach uzyskał średnią 2,620.
Zacznijmy od tego, że zostajesz w Poznaniu. Czy to, że ponownie będziesz jeździł w tym klubie, oznacza że współpraca układała się dobrze w minionym sezonie?
- No nie tak od razu. Jest to nowy klub i na pewno wiele rzeczy trzeba tam jeszcze zmienić i uporządkować. To wcale nie jest tak, że wszystko jest „cacy”. To jest młoda drużyna i naprawdę należy tam wykonać jeszcze dużo pracy. Ale na pewno nie jest on zpatrzony przez to całe „działanie działaczy”. Jest mi dane być blisko tego klubu i nie ukrywam, że chciałbym być obecny przy jego tworzeniu. Mam nadzieję, że w przyszłości będzie on bardzo dobrym zespołem.
Cały czas powtarzasz, że jeździsz bez presji, że jeżdżenie na żużlu jest dla Ciebie frajdą. Czy tak już zostanie do końca kariery?
- Nie, to nie jest tak. Marzeniem jest jeździć bez presji i żeby jazda sprawiała przyjemność, ale czasami żużel lubi dać w kość i ta presja prędzej czy później się pojawia. Czasami idzie ją jakoś ominąć, ale co jakiś czas się wytwarza. Wiadomo, czasami nie ma ciśnienia w jednej lidze, ale jest ono gdzieś indziej; zwłaszcza, gdy zaczyna się sytuacja w tabeli, kiedy się walczy o play- offy. Presja jest nieodłączna w tym sporcie i trzeba jej albo jakoś zaradzić albo nie dopuszczać, by przez nią zawodnik się stresował i jeździł coraz gorzej,. Raczej powinna ona motywować do osiągania jeszcze lepszego wyniku.
Czy w Poznaniu jest presja na wynik? Działacze zawiesili wysoko poprzeczkę swoim zawodnikom?
- Wiadomo, że w tym sezonie, który się zakończył, naszym celem był awans do 1 ligi. Każdy cel jest jakąś presją i każdy kto jeździ musi mieć tą świadomość. Oczywiście są pewne cele, które zakładamy przed sezonem i staramy się je zrealizować.
W minionym sezonie byłeś niekwestionowanym liderem PSŻ Poznań. W ogólnej klasyfikacji zawodników II ligi miałeś drugą średnią biegopunktową. Czy w pierwszej lidze będziesz w stanie uzyskać podobny wynik?
- Taką mam nadzieję. Wiadomo, że II liga nie jest najmocniejsza. Co prawda poziom, jaki prezentowałem w zeszłym roku był o wiele wyższy niż w poprzednich latach, ale na pewno między II a I ligą jest spora różnica i dużo pracy przede mną w okresie zimowym, żebym nadal utrzymał pozycję lidera.
Jak będą wyglądać Twoje przygotowania do sezonu w okresie zimowym? Czy tak, jak w poprzednich latach będziesz ćwiczył z zawodnikami leszczyńskiej Unii?
- Chciałbym, tak jak w poprzednich sezonach przygotowywać się z zawodnikami Unii, bo to przygotowanie wystarcza mi i pozwala walczyć. Nie brakuje mi kondycji, uważam że jest ona dobra. Jest szansa, że będzie ona coraz lepsza, ponieważ prowadzący te zajęcia- Paweł Barszowski jest młodym człowiekiem, który rozwija się teraz w kierunku speedwaya, więc na pewno będę przygotowany bardzo dobrze.
Czy zostajesz w swoich dotychczasowych zespołach w Anglii i Szwecji [odpowiednio: Oxford Cheetahs i Bajen Speedway- przyp. red.]?
- W Szwecji na pewno nie. Na pewno chcę jeździć w Anglii, ale na dzień dzisiejszy, nie wiadomo jeszcze w jakim klubie podpiszę kontrakt. Decyzja zapadnie po 12 grudnia.
Jesteś zadowolony ze swoich zeszłorocznych startów w lidze brytyjskiej i szwedzkiej?
- Z wynikami nie do końca było tak, jakbym sobie tego życzył. Złożyło się na to wiele przyczyn, mi. in. defekty i właśnie to chciałbym najbardziej poprawić w przyszłym sezonie. Przeważnie zdarzyły się one na prowadzeniu i odbierały znaczną zdobycz punktową. Niemniej jednak w Oxfordzie czułem się dobrze i gdybym został w tej drużynie na kolejny sezon, wyszłoby mi to na dobre. Natomiast jeśli chodzi o Szwecję to początek był dobry, potem gdzieś się przytrafiła jakaś zapaść i nie potrafiłem sobie poradzić, szczególnie na torze w Sztokholmie. Na wyjeździe nie było jeszcze najgorzej, ale też niestety zdarzały się te defekty, które tak naprawdę były zmorą minionego sezonu. Wystartowałem tam w 14 meczach, ale na pewno chciałbym wystąpić w większej ilości i mam nadzieję, że tak będzie.
Jak wygląda przygotowanie sprzętu pod względem logistycznym w Anglii i Szwecji?
- W Anglii mam bazę sprzętową, natomiast w Szwecji w minionym sezonie jeździłem na tych samych motocyklach, z których korzystałem w Polsce. W poprzednich latach też miałem bazę w Szwecji, ale nigdy nie wiadomo, ile to będzie spotkań . Nie opłaca się więc budowanie takiego zaplecza, jeśli nie będzie ok. 20 spotkań.
Wynik z tegorocznego finału IMP może nie był do końca satysfakcjonujący, ale z pewnością chciałbyś ponownie znaleźć się w przyszłorocznym finale?
- Na pewno tak. Natomiast wynik w finale MP nie był najważniejszy, aczkolwiek na pewno cieszy mnie udział w nim. Przede wszystkim bardzo podobało mi się to, co kibice zgotowali mi w Tarnowie i czułem się prawie tak samo, jak zwycięzca finału, Tomasz Gollob.
Nawiązując do kibiców. W Poznaniu istnieje oficjalny fan klub Twojej drużyny. Jak często spotykasz się z członkami klubu?
- W sezonie spotykaliśmy się jedynie podczas spotkań żużlowych, ewentualnie na paru spotkaniach, które klub organizował dla kibiców i sponsorów. Teraz, w przerwie zimowej, mamy kontakt przez internet. Przewidujemy także, że zimą również spotkamy się z kibicami PSŻ i z ludźmi, którzy są w moim fan klubie.
A czy takich kibiców, jakich masz nie tylko w Poznaniu, ale i przecież w całej Polsce, masz również w Anglii?
- Wygląda to podobnie. W Poznaniu fan klub powstał od razu w momencie utworzenia się drużyny, a w Anglii w 2000r. Był to początek moich startów na Wyspach i już od razu utworzył się fan klub. Jest to na pewno niesamowicie przyjemna sprawa dla zawodnika. Ci ludzie pomagają mi w wielu rzeczach- czy logistycznie, czy ze sponsorami. Zdecydowanie Jest to odciążenie zawodnika, który startując w 4 ligach ma bardzo niewiele czasu. W ciągu ponad 200 dni, czasami trzeba odjechać 100-120 spotkań, wychodzi na to, że jeździ się prawie co 2 dzień! Do tego dochodzą przeloty, dojazdy na lotnisko, czy transport motocykli- trochę tych kilometrów wychodzi i naprawdę zawodnik jest czasowo pochłonięty i w tym momencie taki fan klub robi dużą robotę dla zawodnika, pomagając mu organizacyjnie.
Będziesz walczył w przyszłym roku o występy na imprezach o światowej randze?
- Jeszcze nie wiem, ale wydaje mi się, że na takie sukcesy chyba przyjdzie jeszcze czas. Na pewno dużo pracy czeka mnie w przyszłym sezonie w drużynie poznańskiej. Poza tym jeszcze nie wiadomo, jak będą wyglądać kwalifikacje do takich imprez, ale jeśli załapię się do eliminacji, to na pewno będę się starał zajść jak najdalej i dotrzeć do finału.
Mówisz, że jeszcze przyjdzie czas na takie sukcesy, a przecież niedawno skończyłeś 30 lat. Jesteś w szczytowej formie?
- Nie, myślę że jeszcze na to trzeba poczekać. Chociaż ciężko nad tym pracuję.
Na pewno często słyszysz pytanie o powrót do Unii Leszno, więc i ja o to zapytam.
- Zawsze chciałem jeździć w Unii, to zawsze było moje marzenie. Jednak teraz otwarł się nowy rozdział w moim życiu i myślę, że najważniejszy teraz dla mnie jest Poznań. A czy wrócę kiedyś do Unii Leszno? Nie wiem, ale nadal ten klub jest mi bardzo bliski i byłaby to bardzo ciężka decyzja.
Właściwie można powiedzieć, że dobrze się stało, że opuściłeś Unię Leszno. W Poznaniu jeździłeś rewelacyjnie. Bez żalu opuszczałeś swój macierzysty klub?
- Nie, nie bez żalu. Tak się wszystko potoczyło, że znalazłem się w nowym klubie i zostałem tam przyjęty bardzo życzliwie. Sezon się udał, więc jakby szybciej zapomniałem o tej stracie.
Patrząc na przyszłoroczny skład Skorpionów można powiedzieć, że tworzy się Unia Leszno II. Większość zawodników jest w mniejszym lub większym stopniu związana z Lesznem. W drużynie są albo byli zawodnicy Unii albo mieszkańcy okolic Leszna.
- Poniekąd tak, ale ogólnie Poznań leży w takim miejscu, gdzie dobrze jest mieć w składzie zawodników z pobliskich ośrodków, jak Gniezno, Zielona Góra, czy właśnie Leszno. Jeśli ci zawodnicy jeździli w którymś z tych miast, zawsze jest nadzieja, że tych kibiców na stadionie będzie więcej.
Myślisz, że dobrym rozwiązaniem będzie to, że w Poznaniu będzie jeździł Norbert Kościuch?
- Myślę, że tak. Norbert na pewno potrzebuje całego sezonu- 20 meczy, bo takiego w swojej karierze jeszcze nie ma. Wtedy tak naprawdę będzie można poznać wartość tego zawodnika, będziemy wiedzieć, na co go stać, jakie są jego możliwości.
Pomagasz jednemu z juniorów PSŻ, czy również Norbert ma szanse otrzymać taką pomoc?
- Jeżeli będę mu potrafił pomóc, to oczywiście tak. A jeśli chodzi o Piotra Dziatkowiaka, to słowo pomoc jest tu zbyt wielkie. Ja mu po prostu nie przeszkadzam, daję mu rzeczy, które mi się nie przydadzą, a jemu gwarantują to, że wyjedzie na tor. Chłopak ma ciężką drogę do przejścia, ale jeśli starczy mu zapału i wytrwałości, żeby tą karierę dalej toczyć i jeśli trafi na dobrego sponsora, i wreszcie będzie miał dobry sprzęt, może nie wszystko będzie stracone. Dla mnie pomoc to za wiele powiedziane, ale dla niego na pewno to wiele znaczy, bo praktycznie nie ma nic i dlatego zawsze jest mi taki wdzięczny i mówi, że to pomoc.
Jak się układała współpraca z trenerem poznańskiej drużyny, notabene byłym zawodnikiem, Mirosławem Kowalikiem?
- Razem jeździliśmy na torze, w wielu kwestiach się zgadzamy. Na pewno Mirek potrafi przekazać wiele wskazówek. Jest to jego początek i on też musi się wiele nauczyć, ale jest na pewno na dobrej drodze, żeby się rozwinąć. Po pierwszym sezonie awansował z dużyną do I ligi, co z pewnością go podbudowało i dodało pewności siebie. Myślę, że będzie stawiał szybkie i trafne decyzje w przyszłości.
A jak wyglądały Twoje kontakty z Andrzejem Huszczą? Jakby nie było, mimo swojego wieku, nadal prezentuje wysoką formę.
- Jest on dla mnie mentorem. Zawsze mówię, że Andrzej Huszcza jest jakby dodatkowym kopem, bo zawodnik mający 50 lat, wsiada na motocykl i ściga się z chłopakami, którzy mogliby być jego synami. Jest to coś niesamowitego.
Też chciałbyś doczekać takiego wieku na torze?
- Oj, nie wiem. Nie jestem pewien, czy dałbym radę. Ciężko powiedzieć, bo trzeba mieć niesłychanie odporny organizm i w sobie samym mieć coś, co będzie człowieka codziennie napędzało. To jest naprawdę duże osiągnięcie i nie wiem, czy zdołałbym pokonać Andrzeja Huszczę pod tym względem.
Krążą gdzieś w Twojej głowie myśli o tym, co będziesz robił po zakończeniu kariery żużlowej? Będziesz związany dalej z tą dyscypliną sportu?
- Na pewno chciałbym pozostać w speedwayu. Jest to całe moje życie, o tym marzyłem i na pewno po zakończeniu kariery również będę chciał być blisko żużla. Nie wiem jeszcze, czy jako szkoleniowiec, czy jako menadżer- nie mam pojęcia. Może należałoby coś zrobić w kierunku naszej kadry narodowej. Mieliśmy niedawno złoty medal, a wszyscy widzieli co było w tym roku. Uważam, że niektórzy ludzie są jeszcze za to nierozliczeni, a naprawdę nie oddaliśmy tego medalu bez walki na torze, bo zawodnikom nie można było tego odmówić. Myślę, że trochę organizacyjnie pod tym względem leżymy i może kiedyś zajmę się takimi działaniami.
Unia Leszno będzie organizatorem cyklu Grand Prix w 2008 i 2009 r. Fajnie byłoby zobaczyć Adama Skórnickiego jako uczestnika tej imprezy?
- No to by było marzenie, ale jeszcze nawet o tym nie myślałem. Ale tak jak mówię, jeśli się o czymś nie marzy, to niczego się nie osiąga.
Który okres Twojego życia bardziej wspominasz- ten, w którym jako junior zdobywałeś razem z kolegami z drużyny wszystkie możliwe tytuły juniorskie, jakie można było zdobyć, czy ten, w którym jeździsz już jako senior?
- Jak jest się młodym człowiekiem, to życie jest piękne, a jeszcze jak się odnosi sukcesy, to w ogóle jest fajnie. Nie ma się wtedy zbyt wielu zobowiązań i to życie po prostu pędzi z dnia na dzień, Na pewno tamte chwile wspomina się bardziej weselej, wiele dziwnych rzeczy się robiło, ale nie żałuję ich.
A jaki Adam Skórnicki jest prywatnie?
- Sam nie wiem. Czasami nie znajduję zbyt wiele czasu na życie prywatne i nie wiem, czy takowe istnieje. Oczywiście nie żyję tylko żużlem, ale nie rozgraniczam tych dwóch światów w jakichś osobnych kategoriach. Ogólnie traktuję świat jako jedność- jeżeli nie można powiedzieć, że tak samo, to chociaż podobnie.
Na pewno nie jesteś osobą anonimową w Lesznie- tu mieszkasz, pracujesz.. Często zdarzają się takie sytuacje, gdzie ludzie proszą Cię na ulicy o autograf, zdjęcie?
No raczej nie jestem anonimowy. Myślę, że rozdałem w Lesznie już tyle autografów, że ludziom już tak nie zależy. Raczej wygląda to tak, że na ulicy ktoś powie „cześć”. Przez tyle lat, czy jeździłem w Unii, czy nie- mieszkałem w tym regionie i myślę że jestem już częścią tego miasta i dobrze wtapiam się w tłum. Aczkolwiek zdarzają się sytuacje, że ktoś przychodzi do sklepu tylko po to, by dostać autograf. Czasami jest to męczące, ale jestem wyrozumiały. Przecież sam biegałem za autografami- wszystko bym zrobił, żeby mieć autograf Romana Jankowskiego, czy Hansa Nielsena. Czasami człowiek nie ma czasu, bo ciągle gdzieś pędzi, ale w miarę możliwości, staram się poświęcić chwilę kibicom.
Dziękuję bardzo za rozmowę.