Po makabrycznym wypadku w trakcie Grand prix Polski w Toruniu wróżono długą przerwę Chrisowi Holderowi. Australijczyk jednak bardzo szybko powrócił na tor i z powodzeniem broni barw swoich drużyn. W niedzielę przywdział plastron Unibaksu w Częstochowie, a w środę zdobywał punkty dla Poole Pirates. W meczu z Coventry Bees Chrispy wywalczył płatny komplet.

Pewnym punktem zwrotnym w leczeniu Holdera będzie na pewno zwycięstwo z gonitwy numer trzynaście, w której Chris przyjechał na metę przed swym imiennikiem Harrisem, uznawanym za najlepszego obecnie brytyjskiego żużlowca. Można by rzec, że po kontuzji już ani śladu - Przez kilka dni po wypadku było naprawdę źle, ale miał wiele zabiegów, które pomogły. W momencie, gdy wyjeżdża na tor nie myśli o ręce. Nie boli go ona ani w trakcie wyścigu, ani po jego zakończeniu. On ciągle ma obszar, który przy dotknięciu jest bardzo obolały. To jednak nie przerywa jego startów, ponieważ nie przeszkadza to w napinaniu mięśni i w zginaniu rąk - mówi Mick Holder, ojciec zawodnika.

Choć wypadek zawodnika wyglądał bardzo groźnie na szczęście obyło się bez złamań. Początkowe diagnozy lekarskie mówiły o znaczenie dłuższej przerwie w startach, bowiem brano pod uwagę możliwość złamania ręki. Teraz jednak wszystko powraca do normalności. - Początkowe badania nie były zbyt dobre i Chris naprawdę myślał, że kontuzja będzie znacznie poważniejsza. Okazało się, że na szczęście wszystko jest dobrze i Chris pojedzie w Grand Prix Wielkiej Brytanii - dodał.