Jedenastego października miało odbyć się kończące tegoroczne zmagania o tytuł najlepszego jeźdźca globy Speedway Grand Prix Niemiec w Gelsenkirchen na stadionie piłkarskiego Schalke 04. Niestety, nawierzchnia, która była wieziona specjalnie na te zawody z Kopenhagi pod wpływem opadów deszczu zamieniła się w plastelinę i turniej trzeba było odwołać. Ma on zostać rozegrany w Bydgoszczy. Z tego faktu zadowolony nie jest Duńczyk Hans Andersen.

To jest całkowicie nie fair w stosunku do mnie i całej reszty uczestników Grand Prix. Istna głupota, żeby w ciągu miesiąca odbywały się dwa turnieje Grand Prix, tak ważne turnieje, w jednym mieście. Sprawia to, że cykl Grand Prix robi się śmieszny i przewidywalny. To Grand Prix powinno odbyć się w Lesznie ponieważ zawody mistrzowskie w tym mieście odbyły się dawno temu i ewentualnie mogłyby się tutaj odbyć ponownie. Turniej przecież mógłby zostać rozegrany we Wrocławiu, w Gorzowie czy Częstochowie. Dlaczego akurat Bydgoszcz? - pyta Andersen.

Zawodnik z Kraju Hamleta nie poddaje się jednak i zapowiada walkę na torze stadionu bydgoskiej Polonii o podium światowego czempionatu.

Muszę wierzyć, że jestem w stanie zdobyć brązowy medal, ale będzie to ekstremalnie ciężkie zadanie. Ostatni turniej odbędzie się w Bydgoszczy a to przecież Gollobland, żaden inny zawodnik na Świecie nie jeździ tak wspaniale na jakimkolwiek innym torze, jak Gollob w Bydgoszczy - mówi Duńczyk.

Mimo wszystko jednak Andersen uważa, że jego szanse na medal byłyby większe w Niemczech, gdyż tamten obiekt jest całkowicie neutralny dla wszystkich i żaden z zawodników nie miałby na nim jakiegokolwiek handicapu.

Bydgoszcz to Gollobland jak już mówiłem. Tomasz wygrywał tam bodajże sześć razy. Oczywiście można z nim wygrać, jak z każdym. Ale po prostu jest on tak dobry na tym torze, że nie jestem pewnien czy obecna trzecia pozycja Grega Hancocka jest bezpieczna, mimo, że wygrał on przecież pierwszy turniej w tym mieście - kończy.


Czy sympatyczny Duńczyk będzie w stanie nawiązać walkę o brąz w "Krainie Golloba"?