Liderujący amerykańskiej reprezentacji żużlowej, choć to stwierdzenie brzmi coraz egzotyczniej, Greg Hancock, podczas swojego 126-go występu w turnieju z cyklu Grand Prix pojechał fatalnie. Kalifornijczyk z Whitter zgromadził zaledwie trzy punkty i śmiało można stwierdzić, że to był jego najgorszy występ w pojedynczych zawodach cyklu w karierze.

Gregory Alan Hancock, ostatni ścigający się w wielkim świecie żużlowiec zza wielkiej wody, na pewno nie zaliczy kopenhaskich zawodów do udanych. Herbie przegrał nawet z niedoświadczonym Leonem Madsenem i zajął ostatecznie piętnastą pozycję - To była katastrofa, trzy punktu to prawdziwy cios dla mnie - oznajmia Greg. - Walczyliśmy całą noc, ale nie znaleźliśmy właściwych ustawień w motocyklu. Było bardzo dużo nerwowości. Muszę, jak najszybciej zapomnieć o tym wieczorze i najlepiej całym turnieju. Muszę skupić się na moich przyszłych startach i znaleźć odpowiednie ustawienia, aby znów być skutecznym - zakończył.

Po czterech turniejach Hancock jest dwunasty z dwudziestoma ośmioma punktami i musi zacząć poważnie myśleć o obronie swojej pozycji w cyklu niż na atakowaniu miejsc medalowych, jak to miało miejsce w poprzednich latach. pewnym komfortem dla Amerykanina może być fakt, że nawet gdyby nie zajmie pozycji w pierwszej ósemce cyklu a wyjawi chęć uczestniczenia w przyszłorocznych zmaganiach o tytuł najlepszego jeźdźca globu to powinien otrzymać, jako jedyny gringo, stałą dziką kartę na mistrzostwa świata 2011.