Poobijany Andreas Jonsson wziął dzisiaj udział w treningu przed Grand Prix Łotwy, które zostanie rozegrane na torze w Daugavpils. Szwed szybciej niż inni zjechał do parkingu i narzekał na złe samopoczucie. Ponadto AJ miał przygody w trakcie lotu na Łotwę.

- Nie czuję się dobrze po dzisiejszym treningu. Właściwie to wszystko mnie boli i jazda na motocyklu sprawiała mi pewną trudność. Szczególnie, że tor dzisiaj nie był twardy i równy, a na wejściu w drugi łuk było naprawdę dość przyczepnie i złamanie motocykla wymagało trochę siły. Tej u mnie dziś było trochę mało, więc nie mógłbym powiedzieć, że jeździłem dziś na sto procent moich możliwości. Szczerze mówiąc to pewnie nie było nawet pięćdziesiąt! Dobrze, że udało mi się posprawdzać motocykle i wszystko działa jak należy, więc tylko wypada mieć nadzieję, że jutro będę trochę silniejszy, albo ból będzie słabszy. Czasami adrenalina podczas zawodów potrafi zdziałać cuda! - mówi Jonsson.

W czasie lotu ze stolicy Szwecji - Sztokholmu do Rygi, Jonsson miał nie małe przygody. W jego samolot, a dokładniej w kadłub uderzył piorun. Samolot zadrżał, a w środku zgasło światło. Reprezentant Szwecji nie ukrywa, że był bardzo przerażony.

- To był naprawdę przerażający moment, bo słychać było huk i wszystko zadrżało. A jeszcze to światło! Naprawdę przestraszyłem się mimo, że spędzam w samolotach sporo czasu. To nie było miłe. - zakończył Szwed.