Hans Andersen, który odniósł cztery turniejowe zwycięstwa w Grand Prix, podpisał ze Stalą kontrakt na poziomie 1,3 mln złotych. Miał być trzecią siłą po Tomaszu Gollobie i Nickim Pedersenie. Tymczasem w pierwszych meczach Speedway Ekstraligi jego średnia biegow była fatalna - 1,125 punktu. Na dodatek przed świętami wielkanocnymi podczas przebieżki w lesie potknął się o gałąź i złamał kostkę. Teraz Andersen powrócił na tor.

W poniedziałek trenował w Gorzowie. - Najbardziej bałem się, że znów będzie mi dokuczał ból w nodze, ale czuję się dobrze. Wreszcie mogłem zrobić próbne okrążenia - cieszył się zawodnik, który być może dziś wystartuje w lidze duńskiej w barwach Vojens w spotkaniu z Fjelsted.

Żużlowiec chce wystąpić w niedzielę w prestiżowym starciu z Falubazem Zielona Góra. O miejsce w składzie walczyć będzie z Arturem Mroczką. 21-latek znakomicie spisał się w pierwszych derbach Ziemi Lubuskiej (9 pkt i bonus). Później jednak wiodło mu się gorzej. Dlatego trener Czesław Czernicki zastanawia się nad wystawieniem Andersena.

- Gdybym był na miejscu trenera, postawiłbym na Duńczyka - przekonuje były zawodnik i trener Zenon Plech. -  Ja wciąż w niego wierzę, choć to zawodnik, który z kilku powodów nie potrafi wykorzystać ogromnego potencjału. Wydaje mi się, że trochę zepsuły go pieniądze. Dużo zarabiał w naszej lidze za sam podpis i potem już nie chciało mu się tak bardzo walczyć na torze. Do tego w tym sezonie ma problemy ze sprzętem. Musi dopasować swoje motory do nowych tłumików - dodaje.

Więcej przeczytasz w Przeglądzie Sportowym.